Akcja “Karkonosze” 1980 – Czechosłowacja a domniemana inwazja na Polskę
Autor: dr hab. Mirosław Szumiło
https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Czantoria_-_granica.JPG?uselang=pl
autor fotografii: myself (User:Piotrus)
Fala strajków w Polsce latem 1980 r. i powstanie „Solidarności” wzbudziły oczywiście poważny niepokój na Kremlu. Sowiecki przywódca Leonid Breżniew domagał się od kierownictwa PZPR zdecydowanych działań w celu stłumienia „kontrrewolucji”. Sytuacji w Polsce bacznie przyglądali się także komunistyczni przywódcy NRD (Erich Honecker) i Czechosłowacji (Gustáv Husák), którzy obawiali się rozszerzenia „polskiej zarazy” na ich kraje. Na początku grudnia 1980 r. zorganizowano ćwiczenia wojskowe, określane w Czechosłowacji jako Akcja „Karkonosze”, które były powszechnie odbierane jako bezpośrednie przygotowania do interwencji zbrojnej w PRL.
Nie ulega wątpliwości, że komunistyczny przywódca Czechosłowacji Gustáv Husák nerwowo reagował na rozwój sytuacji w Polsce. Co prawda husakowski system „realnego socjalizmu” działał bez większych zakłóceń, ale sytuacja gospodarcza Czechosłowacji nie była najlepsza. Sama legalna działalność „Solidarności” jako wielkiego ruchu społecznego mogła stanowić przykład od naśladowania dla Czechów i Słowaków. Dlatego też „polska zaraza” mogła okazać się bardzo groźna dla komunizmu w Czechosłowacji. Mówił o tym Gustáv Husák podczas spotkania z Janosem Kadarem 12 listopada 1980 r. w Bratysławie. Zwrócił uwagę na specyficzne położenie Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej (ČSSR): bardzo długą granicę z Polską, szeroką współpracę gospodarczą z PRL, rozwinięty ruch turystyczny i fakt, że rozległy obszar Czechosłowacji znajdował się w zasięgu odbioru polskiej telewizji i radia.
Jesienią 1980 r. do Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czechosłowacji (ÚV KSČ) napływały niepokojące informacje z terenu. W niektórych miastach pojawiły się napisy: „Niech żyje Wałęsa”, „Solidarność z Solidarnością”, „Wałęsa jest bohaterem”. Świadczyły o tym, ze część społeczeństwa czechosłowackiego z sympatią odnosiła się do wydarzeń w Polsce. Do różnych instytucji partyjnych i państwowych napływały anonimowe listy z poparciem dla strajkujących robotników w PRL i „Solidarności” oraz grożące podobnymi protestami ludzi pracy w CSRS. Pojawiły się także apele o zakładanie niezależnych związków zawodowych na wzór polskich. W kraju północnomorawskim kolportowano Statut „Solidarności” i inne broszury w języku polskim. Sytuacja w Polsce została omówiona publicznie na XVIII plenum ÚV KSČ w dniach 7-8 października 1980 r. Kryzys w Polsce nazwano kontrrewolucją, przygotowaną i nadzorowaną przez międzynarodowe ośrodki imperialistyczne oraz tajne ośrodki kontrrewolucyjne w samym kraju.
W połowie listopada wywiad PRL pozyskał informacje o planach, które snuli ludzie z najbliższego otoczenia Gustáva Husáka z Vasilem Biľakem na czele. Opracowali oni trójfazowy projekt rozwiązania polskiego kryzysu. Granice lądowe PRL miały zostać zablokowana przez wojska ZSRS, Czechosłowacji i NRD, a granica morska przez sowiecką i wschodnioniemiecką marynarkę wojenną. Do Polski miały zostać wprowadzone znające język polski „Wojskowe grupy likwidacyjne” Układu Warszawskiego. Ich celem było zatrzymanie i aresztowanie przywódców „Solidarności”, a następnie wywiezienie ich do obozów odosobnienia na terenie nieokreślonego państwa trzeciego.
Od lewej: Erich Honecker, Gustav Husak, Walter Ulbricht.
Źródło: Wikimedia commons
Uznanie autorstwa: Bundesarchiv, Bild 183-K0614-0006-003 / CC-BY-SA 3.0
Z inicjatywy Honeckera zwołano na 5 grudnia spotkanie przywódców partii komunistycznych w Moskwie, aby „wypracować kolektywne środki wsparcia dla polskich przyjaciół w przezwyciężaniu kryzysu”. Wcześniej podjęto działania o charakterze wojskowym. Na wezwanie szefa sztabu Armii Sowieckiej marszałka Nikołaja Ogarkowa, 1 grudnia w trybie pilnym stawili się w Moskwie przedstawiciele trzech satelickich armii Układu Warszawskiego: „ludowego” Wojska Polskiego (gen Tadeusz Hupałowski), Czechosłowackiej Armii Ludowej (gen. Miroslav Blahnik) Narodowej Armii Ludowej NRD (gen. Horst Stechbarth). Wszyscy goście zostali zaskoczeni oświadczeniem Ogarkowa, że w trybie nagłym odbędą się wspólne ćwiczenia „Sojuz 80”. Ćwiczenia miały zademonstrować „gotowość do obrony socjalizmu” w PRL.
Ćwiczenia miały być przeprowadzone w dwóch etapach: w pierwszej fazie jako „ćwiczenia taktyczne, samodzielnie na terenie własnego kraju i na terenie PRL” (5-6 dni), a następnie po przemieszczeniu się na ustalone pozycje i dniu przerwy miała się rozpocząć druga faza jako „frontowe ćwiczenia dowódczo-sztabowe w terenie” pod kierownictwem naczelnego dowódcy „sojuszniczych” sił zbrojnych marszałka Związku Sowieckiego Wiktora Kulikowa. Termin gotowości do rozpoczęcia ćwiczeń ustalono na 8 grudnia 1980 r., nie podając daty zakończenia.
Najważniejsze pytania jakie się nasuwają, dotyczą rzeczywistego charakteru ćwiczeń i liczebności użytych w nich wojsk. Współpracownik CIA pułkownik Ryszard Kukliński, wówczas oficer Sztabu Generalnego LWP, szybko poinformował Amerykanów, że ćwiczenia mają być przykrywką dla inwazji wojsk Układu Warszawskiego na terytorium PRL. Według niego w operacji miało wziąć udział 18 dywizji: 15 sowieckich, dwie czechosłowackie i jedna z NRD. Tymczasem według dokumentów czechosłowackich i enerdowskich siły użyte do ćwiczeń miały być jednak zdecydowanie mniejsze: pięć dywizji sowieckich (i jedna brygada powietrznodesantowa), dwie dywizje czechosłowackie, jedna wschodnioniemiecka i cztery dywizje „ludowego” Wojska Polskiego.
Z prowizorycznej mapy można wyczytać, że rejonami docelowymi były okolice dużych miast i ośrodków przemysłowych. Dywizje czechosłowackie miały działać na Śląsku – w rejonie Opola i Katowic. W drugiej fazie operacji,w ramach „ćwiczeń dowódczo-sztabowych” miał zostać utworzony front składający się z 6 armii ogólnowojskowych (każda w sile czterech dywizji), jednej dywizji powietrznodesantowej i brygady piechoty morskiej. Jednakże jak wynika z raportu gen. Miroslava Blahnika chodziło tutaj o dodatkowe wojska istniejące tylko na papierze, czyli tzw. dywizje ćwiczebne.
W Czechosłowacji całej operacji nadano kryptonim „Karkonosze”. Do udziału w ćwiczeniach wybrano dwie Dywizje Pancerne: 1 i 9. Obie należały do najlepszych pod względem wyszkolenia i postawy „ideologicznej”. Dołączono do nich najlepsze pułki piechoty zmechanizowanej z innych dywizji Zachodniego Okręgu Wojskowego. Dodatkowo przeprowadzono też specjalny wybór żołnierzy pod kątem ich niekaralności, poziomu zawodowego oraz „dojrzałości polityczno-ideowej”. W sumie dywizje czechosłowackie wyznaczone do ćwiczeń liczyły ponad 17 tysięcy żołnierzy, 541 czołgów, 261 bojowych wozów piechoty i 335 transporterów opancerzonych.
Gen. Jaroslav Gottwald udał się na rekonesans do PRL. W swoim raporcie z pobytu we Wrocławiu i Żaganiu pisał, że gdy zapytał polskich oficerów jakiego zachowania ludności można się spodziewać wobec armii czechosłowackiej, usłyszał: „Można się spodziewać inwektyw i prowokacji ze strony części młodzieży i pewnych grup Solidarności. […] Ćwiczenia z całą pewnością nie zostaną przyjęte jako normalne i szereg ludzi potraktuje je jako przygotowanie do interwencji”.
W trakcie przemieszczania się obu dywizji po kiepskich górskich drogach w kierunku granicy z Polską wyszły na jaw liczne braki w przygotowaniu sprzętu wojskowego do działań w trudnych zimowych warunkach. Przy mrozach sięgających minus 20 stopni część techniki wojskowej zamarzała, doszło do licznych wypadków z udziałem czołgów i wozów bojowych. Dla szeregu żołnierzy skończyło się to odmrożeniami i amputacją palców.
Przede wszystkim jednak młodzi ludzie, zmobilizowani do wojska, nie chcieli brać udziału w inwazji na Polskę. Czechosłowaccy żołnierze bardzo się bali i wyrażali obawy, że już nie zobaczą swoich rodzin. Kamil Mihál wspominał po latach: „Bałem się, nastrój nie był dobry. Człowiek nie wiedział co się stanie. Polacy pewnie by się z nami nie pieścili”. Podobnie zapamiętał te dni František Netušil: „Nie wiem, jak postrzegali to ludzie, ale naprawdę jechaliśmy na Polaków. To było wielkie szczęście, że granice nie zostały przekroczone… Nie wyobrażam sobie, żebym tam szedł strzelać”.
Niektórzy żołnierze próbowali czynnie przeciwstawić się spodziewanej inwazji na Polskę. Pavel Štancek i Evžen Adámek rozrzucali w koszarach ulotki na temat prawdziwej sytuacji w Polsce, w których pisali też o polskich protestach robotniczych w 1956, 1970 i 1976 r. Sąd wojskowy w Pilźnie skazał ich na rok i 9 miesięcy więzienia w zawieszeniu za „szkalowanie państwa należącego do obozu socjalistycznego”.
W sprawie przewidywanej inwazji zabrali głos rzecznicy opozycyjnej Karty 77, wysyłając list – odezwę do władz republiki pod znamiennym tytułem: „Ruce pryč od Polska!” („Ręce precz od Polski!”). Pisali w nim: „Nasze społeczeństwo jest zaniepokojone tym, że bez jakiegokolwiek oficjalnego wyjaśnienia władz, spotykamy się z szeregiem faktów, świadczących o przesuwaniu oddziałów wojskowych w kierunku polskiej granicy. W związku z tym nurtuje nas obawa, by Czesi i Słowacy nie musieli przelewać krew swoją i krew swoich polskich braci. […] Dopominamy się więc, aby władze CSRS stwierdziły jednoznacznie, że w żaden sposób nie będą ingerowały w suwerenne prawa PRL”.
Już 2 grudnia 1980 r. w Radiu Wolna Europa pojawiły się doniesienia o koncentracji wojsk sowieckich i sojuszniczych przy granicy z Polską. Ich źródłem były oczywiście dane wywiadu USA. 3 grudnia prezydent Jimmy Carter wysłał osobisty list do Breżniewa, w którym ostrzegał iż „interwencja zbrojna w Polsce wywrze wysoce negatywny wpływ na stosunki Wschód-Zachód w ogóle, a stosunki amerykańsko-sowieckie w szczególności”. Następnego dnia list ten został opublikowany w „The New York Times”.
I sekretarz Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego Leonid Breżniew
autor: Ulrich Kohls
źródło: Wikimedia Commons
Deutsches Bundesarchiv (German Federal Archive), Bild 183-F0417-0001-011
5 grudnia odbyła się zapowiadana narada w Moskwie. Otworzył ją Breżniew, który w kilku zdaniach wyraził zaniepokojenie rozwojem wydarzeń w PRL. I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania zapewnił zebranych o o podjęciu podjęciu przez polskie kierownictwo zdecydowanych kroków w celu opanowania sytuacji. Poinformował o przygotowaniach do wprowadzenia stanu wojennego. Gustáv Husák wystąpił jako zdecydowany obrońca „jedności obozu socjalistycznego”. Przypomniał obszernie doświadczenia kryzysu w Czechosłowacji w 1968 roku, kiedy to sytuacja została opanowana dzięki „bratniej pomocy”. Stwierdził, że czasem trzeba sięgać po środki ekstremalne w obronie socjalizmu: „My w Czechosłowacji również rozwiązaliśmy ten trudny kryzys [w 1968 r.] metodami politycznymi. Niemniej posłużenie się metodami politycznymi nie oznacza, że kierownictwu państwa ma zadrżeć ręka, gdyby trzeba było przeciwdziałać siłom kontrrewolucyjnym w innej formie”. Ostre w tonie było również wystąpienie Honeckera. Inni przywódcy nie palili się jednak do interwencji. Janos Kadar z Węgier i Nicolae Ceauşescu z Rumunii wręcz ostrzegali przed jej skutkami na arenie międzynarodowej.
Po naradzie Kania odbył krótkie spotkanie z Breżniewem. Miał on usłyszeć od sowieckiego przywódcy: „No, choroszo, nie wojdiom” (No dobrze, nie wejdziemy). Następnie Breżniew dodał: „A kak budiet usłożniatsia, wojdiom. No biez tiebia – nie wojdiom” (Jak sytuacja się skomplikuje, wejdziemy, ale bez ciebie nie wejdziemy). Kilka dni później ćwiczenia „Sojuz 80” i akcja „Karkonosze” zostały odwołane. Żołnierze czechosłowaccy wrócili do koszar.
Kania i Jaruzelski (wówczas minister obrony narodowej) przedstawiali później siebie w roli bohaterów narodowych, którzy przekonali Sowietów do rezygnacji z inwazji na Polskę. Inni komentatorzy i historycy przypisują decydującą rolę amerykańskiemu ostrzeżeniu, z którym musiał liczyć się gospodarz Kremla. Historycy Andrzej Paczkowski i Łukasz Kamiński doszli jednak do wniosku, że był to wielki blef Breżniewa, który od początku nie miał zamiaru wprowadzać wojsk na terytorium PRL. Chodziło w istocie o przetestowanie reakcji opinii światowej i Polaków oraz przestraszenie działaczy „Solidarności” i członków kierownictwa PZPR.
Na poparcie tej tezy można przytoczyć szereg argumentów. Przede wszystkim ogromne wątpliwości budzi kwestia liczebności potencjalnych sił inwazyjnych. W 1968 r. do inwazji na mniejszą Czechosłowację użyto bowiem 30 dywizji (w tym 23 w pierwszym rzucie). W przypadku podobnej operacji w Polsce potrzeba było, w ocenie amerykańskich wojskowych, nawet 45 dywizji. Tymczasem w ćwiczeniach „Sojuz 80” realnie miało uczestniczyć tylko 8 dywizji „sojuszniczych” i 4 polskie. Przy tym sowieckie kierownictwo musiało zdawać sobie sprawę z tego, że na „ludowe” Wojsko Polskie nie można w pełni liczyć. Planom interwencji zbrojnej przeczy także fakt poinformowania polskich komunistów o planach ćwiczeń i włączenie do akcji kilku dywizji LWP. W 1968 r. dowództwo armii czechosłowackiej nie było bowiem uprzedzone o planowanej operacji. Chyba nie po to dano polskim oficerom mapy dyslokacji wojsk, aby wiedzieli gdzie będzie potencjalny przeciwnik.
Słowacki historyk Alex Maskalik wskazuje również na to, że Operacja „Dunaj” (inwazja na Czechosłowację) była przygotowywana przez ponad cztery miesiące. W przypadku akcji „Karkonosze” wszystko działo się natomiast w wielkim pośpiechu. Analiza przygotowań jednostek czechosłowackich pokazuje poważne niedostatki w planowaniu: nie wyznaczono oddziałów drugiego rzutu, potrzebnych do rozwinięcia operacji; brakowało rezerw na wypadek konieczności blokowania miast i obiektów wojskowych. Wielkość obszaru na terenie Śląska wyznaczonego dla dwóch dywizji czechosłowackich znacznie przekraczała realne możliwości poddania go skutecznej kontroli.
Amerykanie początkowo błędnie ocenili sytuację, opierając się na alarmujących informacjach od Kuklińskiego. Jednakże w połowie grudnia 1980 r., gdy poprawiły się warunki atmosferyczne, pozyskali dane z satelitów wywiadowczych. Okazało się, że zamiast piętnastu dywizji sowieckich, przy granicy z Polską znajdują się tylko trzy zmobilizowane jednostki.
Wszystko wskazuje więc na swoistą demonstrację siły, która miała zastraszyć „Solidarność” i polskie społeczeństwo oraz zmobilizować polskich komunistów do działania. Legenda o wstrzymanej inwazji jest wykorzystywana do dziś, aby uzasadnić i usprawiedliwić stan wojenny, wprowadzony przez ekipę Jaruzelskiego 13 grudnia 1981 r.
Ośrodek Pamięć i Przyszłość z Wrocławia oraz czeska organizacja Post Bellum w ramach wspólnego projektu zebrały kilkanaście relacji czechosłowackich żołnierzy – uczestników akcji „Karkonosze”:
https://www.pametnaroda.cz/cs/polsky-rok-1980-ceskoslovenska-reakce-na-nej?page=0
Mirosław Piotr Szumiło (ur. 28 czerwca 1975 w Parczewie) – polski historyk, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej.
Artykuł powstał w ramach projektu „SPOTKANIA W SIECI I NIE TYLKO – SETKÁNÍ NEJENOM V SÍTI” współfinansowanego ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP
Artykuł powstał w ramach projektu „SPOTKANIA W SIECI I NIE TYLKO – SETKÁNÍ NEJENOM V SÍTI” prowadzonego przez Fundację Solidarności Polsko-Czesko-Słowacką
Artykuł powstał w ramach projektu „SPOTKANIA W SIECI I NIE TYLKO – SETKÁNÍ NEJENOM V SÍTI” współfinansowanego ze środków Fundacji KGHM Polska Miedź